Jakoś tak całe dochodzenie nie szło do końca po myśli rudowłosej, a prowadzone śledztwo aż do bólu przypominało jej gonienie za niejasnymi okolicznościami śmierci jej kuzyna. Zbliżony poziom rozbudowania problemu, a przecież przyszła jedynie w sprawie byle samuraja, którego w nieodpowiednim momencie nazbyt poniosło. To miało być szybkie i proste, a tymczasem znowu miała wrażenie, że pakuje się powoli w jakieś bagno. Ale jak nie ona, to kto? Więc tylko jeden odwiedzający, do tego tutejszy detektyw. Nie widziała jednak w tym początkowo nic dziwnego. Ot, typowe procedury podczas rozwiązywania podobnych kwestii. Nic, co by przykuło uwagę Tsuchikage. Słysząc jednak podejrzenia mężczyzny co do nadawcy listu, pokręciła z początku głową.
-
Może to nie być zbyt miarodajne źródło zważywszy na okoliczności, jednak twierdzi, że nigdy w życiu go nie widziała. Jeśli jednak założyć, że mówi prawdę - podejrzewam, że musiał być jakiś powód stojący za wyborem tego miasta. Z tego co wiem z jej dokumentów, nie ma rodziny. Nic więc dziwnego, że nikt jej nie odwiedził. Właściwie wieści o tym, że jest posądzona o morderstwo najpewniej dotarły pierw do mnie. - wzruszyła ramionami nie widząc innej odpowiedzi na ten konkretny problem. Dalej nie wykluczało to potencjalnego kochanka, ale jak zupełnie zrezygnowana sama stwierdziła, że człowieka nigdy na oczy nie widziała, musiała szukać inaczej. Tylko gdzie? I co? Miała wrażenie, ze coś przeoczyła. Coś niezbyt istotnego, ale jednak, a nieprzyjemne uczucie rosło gdzieś z tyłu jej głowy. Ile jednak by nad tym nie myślała: nie wyglądało na to, by cokolwiek szczególnie uszło uwadze Sabatayi. Skupiła się więc z powrotem na stróżu prawa, który nie wydawał się zbyt kontent z pewnych swobód przysługującym detektywowi. Czy wynikało to z braku większej władzy nad jednostką czy zwykłą niechęcią - nie wnikała. Propozycja jednak zerknięcia w jego dokumenty, chociaż zdawała się nieco zbędna, nie była czymś, czemu zamierzała odmówić. Póki co wyglądało na to, że może warto byłoby nawiązać z nim jakąś współpracę, a jakakolwiek wiedza o tym człowieku zapewne byłaby na rękę. Skinęła głową w podzięce, po czym przejrzała przedstawione jej dokumenty. I nagle pewna niewielka, jasna lampka, zalśniła gdzieś pod jej usianą czerwonymi kosmykami czaszką.
On ma moje rzeczy, mówił, że należą do Daymio. Nie odzyskam ich.Hm. Hmm. Otworzyła szerzej oczy, zwłaszcza przerzucając swoją uwagę na wypisane zainteresowania jegomościa. Brunet, roztrzepane włosy. No tak. No przecież. Nie bardzo wiedziała, co sądzić o jego pochodzeniu nim nie uświadomiła sobie, że nie ma w metryczce wpisanego Kraju Dźwięku, ale samo Otogakure no Sato. Robiło się... Interesująco. Nie wiedziała, czy właśnie tego oczekiwała od tego całego zamieszania z Kai, ale chociaż mogła ponarzekać legalnie na fakt, że nie może spisać na spokojnie raportu, wysłać go do Daimyo gołębiem i pójść pograć trochę z Ibaraki w gabinecie.
-
Z chęcią poznam go osobiście. Może mi kapitan opowiedzieć o nim coś więcej? Jakim jest człowiekiem? Może co robił nim dołączył do jednostki? Z pewnych oczywistych względów mam drobne opory z zaufaniem komuś, kto pochodzi z Wioski mającej swoje za kołnierzem. - oznajmiła w klasycznym sobie, spokojnym i łagodnym tonie myśląc w międzyczasie, gdzie go szukać. Karczma? Najpewniejszy strzał. Pierw jednak wolała dowiedzieć się wszystkiego, co może i ewentualnie przedstawić swoje przypuszczenia. Działając sama w takiej kwestii wiele nie zyska. Będzie potrzebowała kogoś, kto dodatkowo za nią poświadczy. Mogła myśleć o samurajach co chciała, ale dopóki działała w interesie jednego z nich - w sumie, to nie, bo w interesie prawdy, ale każdy wierzy w to, co chce - łatwo byłoby ją posądzić o naginanie prawdy i fałszywe oskarżenia.