Po zdobyciu i zapieczętowaniu miecza przybyłam na znane już mi pole treningowe by opanować kolejne techniki, czego nie robiłam od dawna.
Pierwszą techniką, której miałam się nauczyć było Doryūheki. Pamiętam, że na jednej z moich misji narzekałam, że nie umiem praktycznie stawiać żadnych barier, a ta nie dość, że wymaga tylko czterech pieczęci, a nie jak znana mi już technika jedenastu, to jeszcze potrafi przetrzymać nawet techniki rangi A. Wzięłam się za naukę, najpierw uczyłam się teorii, która poszła w miarę szybko a następnie zaczęłam testować technikę w praktyce. Nauczenie się postawienia ściany nie było trudne jednak nie była ona zbyt wytrzymała co jednak zmieniało się z każdą próbą, aż w końcu się udało! Ściana postawiona przeze mnie była odpowiednio wytrzymała
Dobrze, skoro nauczyłam się dość potężnej techniki obronnej to powinnam nauczyć się i czegoś co jest słabsze i wymaga mnie chakry w końcu nie można jej marnować podczas misji, co prawda powinnam mieć jej tyle dużo by mi nie zabrakło chakry podczas walki czy misji to jednak wolałam nauczyć się czegoś słabszego by niepotrzebnie jej nie marnować. Technika zarówno w teori jak i praktyce brzmiała bardzo prosto. Miałam wyrwać ściane z ziemi, a następnie postawić ją przed sobą co miało bronić przed prostymi technikami plus pozwoli na atak z zaskoczenia w końcu przeciwnik mnie nie będzie widział. Od razu wzięlam się do nauki i opanowałam technikę praktycznie od razu.
Jako że niedługo będę walczyć mieczem przydałoby się coś co by mi dało w tym przewagę, a technika Daichi Ganshou brzmiała jako coś idealnego do tego. Technika jak na technikę rangi c przystało brzmiała prosto i jej działanie nie było wielce skomplikowane, ot po złożeniu pieczęci bo bokach przeciwnika wyrastają dwie skały które mają mu utrudnić uniki na bok, dzięki temu z łatwością będzie można takiego zabić przy pomocy hiramerekaia. Od razu wzięłam się za naukę. Na pierwszy ogień poszła teoria, którą jak zgadywałam opanowałam bardzo szybko, a następnie wzięłam się za praktykę i jutsu mi wuszło od razu
Następnie zdecydowałam się nauczyć techniki o nazwie Chidōkaku. Technika była już dużo bardziej skomplikowana niż te z rangi C jednak nadal nie brzmiała jakoś wybitnie skomplikowanie. Powodowała ona obniżenie lub podwyższenie terenu o polu kwadratu, którego wielkość zależała tak naprawdę jedynie od ilości chakry jakiej użyłabym do wykonania tej techniki. Od razu wzięłam się za teorie, którą musiałam czytać po kilka razy nim w ogóle wzięłam się za praktykę. Tu znowu zajęłam mi ona dużo więcej czasu niż dwie poprzednie techniki. Największym problemem było obniżenie terenu bo o ile jego podwyższenie było dość łatwe to skompresowanie ziemi by móc teren obniżyć było trudne ale w końcu mi się udało.
Kolejną techniką jaką miałam się dziś uczyć była kolejna technika rangi B, a było nią Doro Hōshi. Technika pozwalała na przywołanie błota i jego kontrole. Technika teoretycznie służyła do zmęczenia przeciwnika i teoretycznie pozwalała nawet na jego utopienie jednak nie to mnie w niej interesowało. To co było dla mnie najważniejsze to przywołanie błota, które wymagało mniej chakry niż błotna rzeka, dzięki temu aspektowi tej techniki będę mogła dużo łatwiej wykonywać techniki wymagające błota do swojego działania. O dziwo nauka techniki nie trwała zbyt długo gdyż teorie opanowałam od razu, a praktykę po kilku próbach, zgaduje że to dzięki temu że znałam już kilka technik tworzących błoto
Kolejna technika była pierwszą faktycznie ofensywną techniką z tych których dzisiaj się uczyłam, a przynajmniej pierwszą, której się uczyłam dla jej ofensywnego aspektu, technika brzmiała dość prosto, po wystawieniu ręki w miejscu gdzie chcemy dwadzieścia metrów ode mnie wyrastają kolce, co prawda szybszy przeciwnik z łatwością przed nimi zdoła uskoczyć ale miałam zamiar używać tej techniki w momencie zaskoczenia lub kiedy przeciwnik nie ma szans na uskoczenie. Od razu wzięłam się za naukę. Najtrudniejsze co było w nauce tej techniki to stworzenie kolców bez żadnej pieczeci ale po kilku próbach udało się
Kolejną techniką jakiej zamierzałam się uczyć była kolejna technika pozwalająca mi na przemieszczanie się w ziemi, skale czy innej solidnej materii i to właśnie ten aspekt przemieszczania się we wszystkim był dla mnie najważniejszy, nawet jeśli wchodzenie czy wychodzenie z tej materii było bardzo wolne. Od razu wzięłam się za naukę, teoria dzięki znajomości podobnym jutsu poszła w miarę szybko, podobnie z wykonaniem samej techniki jednak o ile pierwsze próby już pozwoliły mi wniknąć w ziemię to wchodzenie do niej było za wolne nawet jak na ta technikę więc w kolejnych próbach poprawiłam szybkość wnikania do ziemi czy raczej skał do maksymalnej prędkości jaką mogłam osiągnąć
Kolejne trzy techniki jakich miałam się nauczyć były idealne do robienia z nich kombinacji ze sobą. Pierwsza technika z tych trzech nazywała się Kaido Shōkutsu i pozwalała na wyrzucenie stworzenie stożka, który przypomina wulkan czy gejzer, a następnie wyrzucić z niego każdego kto znajdował się pod nią. Teorie opanowała po kilku minutach za to praktykę musiałam opanować w inny sposób niż robie to normalnie. Najpierw stworzyłam ziemnego klona który wszedł pod ziemię, a następnie tak długo używałam tej techniki aż udało mi się tego klona wyrzucić, zajęło mi to co najmniej kilkanaście prób ale w końcu się udało i mogłam powiedzieć, że opanowałam technikę
Kolejna technika, którą miałam się nauczyć, bardzo dobrze łączyła się zarówno z poprzednią techniką jak i z ta jaką miałam się nauczyć następnie, szkoda że poprzednia nie łączy się tak dobrze z następną ale no cóż. Technika ta pozwalała zamknąć przeciwników lub przeciwnika w korytarzu z ziemi, a dzięki temu będę mogła użyć poprzedniej techniki, o ile oczywiście będę chciała, do wyrzucenia więźniów w powietrze. Od razu wzięłam się za naukę teorii co nie poszło już tak łatwo no ale tego mogłam się spodziewać po technice rangi A, jednak w końcu się udało. W praktyce największym problemem było spowodować by ziemny korytarz się zamknął ale i to w końcu się udało.
Ostatnia z tych trzech technik, która bardzo dobrze łączyła się z poprzednią techniką. Polegała na stworzenie pod nogami przeciwnika wiru, który wsysa wszystko, a gdy wessie, ktoś taki ma połamane kości i za chwile się udusi, dla kogoś kto nie może się zbytnio poruszyć coś takiego jest nie do uniknięcia. Teoria znowu była dość ciężka i zajęło mi jej nauczenie się kilkanaście minut jednak to praktyka była najtrudniejsza. Największym problemem z jakim musiałam sobie poradzić to stworzenie wiru odpowiedniej prędkości, gdyż przy pierwszych próbach nie miał on średnicy dziesięciu centymetrów a co tu mówić o czymś co ma wciągnąć dużą ilość przeciwników jednak w końcu się udało
Kolejna technika była kolejną techniką pozwalającą na poruszanie się pod ziemią i o ile jedna z tych której się uczyłam rozwijała poruszanie się w różnych materiach to ta pozwalała na błyskawiczne wchodzenie, wychodzenie jak i poruszanie się pod ziemią, do tego nie wymagała żadnych pieczęci. Od razu wzięłam się za naukę teorii, która poszła mi błyskawicznie, a następnie wzięłam się za praktykę i tu miałam problem z szybkością poruszania się. O ile sama koncepcja była mi już znana to niestety byłam za wolna, co musiałam zmienić i co po kilkudziesięciu próbach w końcu się udało i wchodziłam wychodziłam jak i poruszałam się pod ziemią tak szybko jak powinnam
Kolejną techniką jakiej miałam się dziś uczyć znów była związana z płotem jednak ta technika zupełnie różniła się od pozostałych. Polegała ona na stworzeniu między-wymiarowego portalu z którego zaczynało ściekać błoto, którego ilość zależała tylko i wyłącznie ode mnie, jego celem było zalanie przeciwnika i w najlepszym wypadku zabicie przez zmiażdżenie lub uduszenie, a najgorszym unieruchomienie. Od razu wzięłam się za naukę. Technika zarówno od strony teorii jak i praktyki nie była najłatwiejsza gdyż stworzenie portalu między-wymiarowego nie było najprostsze ale się udało
Przedostania technika jakiej miałam się dziś nauczyć znowu była związana z błotem, no pośrednio, tym razem nie tworzyłam samego błota, a całe bagno, i to na tyle głębokie że podobno pozwalało na wchłanianie wielkich obiektów jednak miało jeden dość spory minus, można po nim chodzić jak po wodzie więc nie pokona to raczej shinobich chociaż kto wie.Teoria jak i praktyka nie była jakoś bardzo trudna, co prawda czułam się jakby nie do końca była to technika z czegoś innego jak doton ale po kilku próbach udało mi się ją opanować, prawdopodobnie dużą zasługe miału tu to że znam techniki tworzące błoto a ta ma troche z nimi wspólnego
Ostatnia technika jakiej się uczyłam była rozwinięciem pierwszej jakiej się dziś uczyłam. Tajū Doryūheki, bo tak owa technika się nazywa jest oczywiście rozwinięciem Doryūheki i minusem tej techniki jest dużo większy koszt chakry niż u jej podstawowej wersji i to dość znaczny to jej plusami jest po pierwsze brak pieczęci a po drugie możliwość stawiania wielu ścian na raz przez technika jest idealna do nagłych sytuacji. Teorie opanowałam praktycznie od razu, nie wiele się różniła od tej z wersji podstawowej, z praktyką tez nie było wielkich problemów i opanowałam ją po kilku próbach, z czego największym problemem w nauce był brak pieczęci.
Po treningu opuściłam pole treningowe z/t