
Toyouse - wymarła osada położona na kompletnym odludziu w Kraju Mrozu. Miejsce to jest kompletnym obrazem śmierci i przemijania; puste domy, martwe psy na łańcuchach, przemarzłe trupy sprzed bodaj dwóch lat odsłonięte na wiosnę przez topniejącą warstwę śniegu. Panowała wiosna, jednak tak paskudna, że aż za łatwo było ją pomylić ze środkiem jesieni. Niebo było przysłonięte szarymi chmurami, a ci, którzy zdołali tu kiedyś zawędrować lub zabłądzić prędko się stąd wycofywali, uznając Toyouse za miejsce przeklęte, opuszczone przez wszystkich bogów. To wszystko składało się na najbardziej ponure miejsce ze wszystkich.
____________________________________________________________________________________________________________
Seitaro jednak nie bez powodu wybrał to miejsce. Było względnie bezpieczne, kompletnie oddalone od innych siedzib ludzkich, wprost idealne miejsce do rozmowy w cztery oczy. Maji nieszczególnie przejął się widokiem wioski, kiedy do niej przybył. Za dużo w życiu już widział, by przejmować się kolejnymi zgliszczami. Jedyne, co go zastanowiło to fakt, że część ciał nadal nie została pogrzebana, albo zjedzona przez liczne drapieżniki zamieszkujące te dzikie ziemie. Nie mógł pamiętać takiego szczegółu, ale wszystkie zwłoki pozostały w tej samej pozycji i miejscu, w których były dwa lata temu.
Sunijczyk przeszedł kawałek i skierował się po kamiennych schodach do domu sołtysa, który chyba jako jedyny jeszcze się trzymał i nie wyglądał tak, jakby miał zaraz runąć. Tam miał zamiar przemedytować, by skrócić sobie czas oczekiwania na Inozę. Ptak powinien był dotrzeć znacznie szybciej, toteż jeśli Inoza odebrał wiadomość miał szansę zbiec się w czasie z Seitaro.