przez Sabataya Shuten » 10 paź 2020, o 00:02
Miasto na pewno zapadało w pamięć i chociaż rzeczywiście nie chciała tracić czasu, siłą rzeczy ciężko było nie zwrócić wzroku ku jego pewnym elementom. Ludzie i architektura sama w sobie faktycznie nie były czymś, co przykuło jej uwagę na dłużej. Nie zignorowała ich i zdecydowanie ciekawym doświadczeniem było zobaczyć budownictwo Tsuchi no Kuni w bardziej reprezentatywnym wydaniu, jednak dość lekkie budowle stworzone w materiale tak topornym i upierdliwym w obróbce jak kamień po kilku minionych ulicach zaczęły wydawać się czymś zupełnie normalnym. Misternie wykonane lokale czy przykuwające wzrok dachy dość szybko straciły w jej mniemaniu na niezwykłości traktując je bardziej jako ciekawostkę niż dzieła sztuki, nad którymi mogłaby usiąść i pokontemplować dłuższą chwilę. Może dlatego, że sztuki zwyczajnie nie rozumiała? Chociaż miała wrażenie, że to nie to. Gonpachiro co prawda był przekonany, że nie posiada ni krzty artystycznej duszy, jednak osobiście czuła, że problem leżał kompletnie gdzie indziej i po dość długim czasie życia w utkanej przez siebie bańce niewiele rzeczy wywierało na niej wrażenie. Jej myśli były pochłonięte czymś innym niż cuda wychodzące spod ludzkich rąk, jednak dalece była od stwierdzenia, że zatraciła pewną delikatność potrzebną do docenienia takowych tworów. Najprościej byłoby pewnie stwierdzić, że wykształciła w sobie inny gust niż wymagał od niej poeta i najwidoczniej jego twórczość nie przemawiała do rudowłosej. Podobnie z resztą sprawa miała się z tym, jak nosili się tutejsi. Widać było pewne istotne różnice w ubiorze i nie było co ukrywać: garderoba stolicy była zwyczajnie taka ładniejsza, bardziej dostojna i wyższej jakości niż to, co mogły zaproponować wioski ninja nastawione swoim istnieniem na spełnianie zupełnie innych celów. Chociaż... Może Sabataya w takim bardziej "mieszczańskim" wydaniu spodobałaby się Ichiwie bardziej, niż jako kunoichi? Próba wizualizacji samej siebie w tutejszych strojach spotkała się jednak z delikatnym, acz stanowczym pokręceniem głową przez Tsuchikage. Sama nie wiedziała, co było bardziej nonsensowne: ona nosząca się na modłę wszystkich tych szlachciców, którzy zapewne mają tyłek wyżej niż głowę, czy sama myśl, która doprowadziła ją do tych jakże krótkich rozważań. Nie wydawało jej się, by taki człowiek jak Kapitan zwracał większą uwagę na to, czy chodzi w prostym, bawełnianym odzieniu czy niepraktycznych jedwabiach, jednak tutaj znowu skarciła się w myślach. Czemu w ogóle powinna się tym przejmować? Koniec końców był jedynie jej przyjacielem. Może trochę ważniejszym niż by chciała i sposób, w jaki na nią patrzył sprawiał, że jakaś głupia część niej wolałaby, żeby był czymś ciut więcej, jednak to wszystko.
Zdecydowanie stolica nie była miejscem, w którym czuła się na miejscu. Była niby tak samo obywatelką Kraju Ziemi, ale ogólna prezentacja całej stolicy odbiegała od pewnych standardów, do jakich przywykła. Tak jak tutejsza architektura nie była może czymś, czemu poświęciła dłuższą uwagę, zaś kwestię ubiorów starała się puścić w niepamięć, tak naturalne elementy przeplatające się z tutejszą infrastrukturą sprawiły, że nawet zwolniła kilka razy. Płynące potoki szumiały przyjemnie w tle, jednak jak tak się zastanowić: nie powinny być właśnie skute lodem? Nie była do końca pewna tego fenomenu, jednak dźwięk przywoływał wspomnienia. Bardzo niewyraźne i odległe, związane głównie z jakimiś zamglonymi obrazami w Kraju Wody pozostawiając po sobie jedynie poczucie nostalgii, a nie żywe czy barwne rzeki i potoki Kirigakure. Przez moment poczuła, jakby coś przewróciło jej się w żołądku spoglądając smętnie na płynącą z gór wodę. Weszła bez większego namysłu na wiszący most, po czym dopiero gdzieś w jego połowie ciekawość wzięła górę nim spojrzała w dół. Czy tam gdzieś było dno? Zapewne. Może przepaść sięgała dość głęboko, by upadek skończył się śmiercią nie tylko z powodu wysokości, ale też z racji na spłonięcie żywcem. Z jednej strony nie chciała siedzieć na moście zbyt długo. Ot, w obawie, co by czasem ten jej psikusa nie zrobił tego dnia. Z drugiej zapewne niżej było dużo cieplej i przyjemniej niż na siekanej mrozem powierzchni. Poczuła nawet przez moment, jakoby jej serce nieco mocniej zabiło ze stresu po czym aż kusiło ją strzelić sobie w twarz. Nie zrobiła tego z tegoż samego powodu, dla którego kusiło ją do wykonania tak nagłego manewru: była cholernym klonem. Od czego miała umrzeć? Od lawy? W tym momencie jej istnienie mogło zakończyć właściwie... Wszystko. Ruszyła dalej w stronę kolejnego mostu i ogrodów okalających pałac, który nie odstawał w żadnym wypadku od reszty stolicy. Tym razem kamienny, rozpościerający się nad osobliwą szczeliną. Miała mniejsze obawy stać nad niekończącym się wodospadem niż nad potencjalnym rozlewiskiem lawy. Znowu jakaś niewidzialna ręka ścisnęła jej serduszko, jednak w jakiś inny sposób niż poprzednim razem. Nie ze strachu, a z czystego żalu i smutku, który wykrzywił jej twarz w delikatny, acz mało przyjemny grymas. Ogarnęło ją momentalnie uczucie okropnie wielkiej straty, a wszelakie obrazy rysujące się początkowo jako coś, co mogło być rzekami i potokami dość szybko nabrały wyraźniejszych konturów, ukazując nic innego jak dość znany jej statek na otwartym morzu pełen tak dobrze jej znanych twarzy. Nie potrafiła tego do końca wyjaśnić, ale chciała te kilka osób obok siebie. Właśnie tutaj, w stolicy tak innej niż wszystkie portowe miasteczka i wioski ninja. Jakby chciała, żeby zobaczyli ten kawałek świata znajdującego się w głębi lądu. Ten kawałek świata, wokół którego budowli odczuła nagle okropną samotność. Gdyby chociaż Gonpachiro był obok, zapewne byłoby lżej. Pewnie nawet nie myślałaby o tym wszystkim próbując ignorować kolejne poematy Kamaboko. Bez zajęcia, zostawanie w pewien sposób samej z własnymi myślami w tak przytłaczającym innością otoczeniu było nad wyraz niebezpieczne.
Nie było sensu dalej się ociągać na mrozie. Postarała się szybko zdusić wszystkie nieprzyjemne emocje, które pojawiły się znikąd pozostawiając ją z mierżącym uczuciem pustki. Miała nadzieję, że chociaż wnętrze pałacu nie będzie odstawało bardziej od tego, jak prezentował się z zewnątrz. Ot, równie zdobny co reszta miasta, jednak może wpisujący się w surowość typową dla Kraju Ziemi. Dość szybko jednak po wejściu przywitały ją migoczące, ametystowe ściany wydające się oderwane zupełnie od rzeczywistości, kosztowna zastawa warta pewnie więcej niż cała Iwa czy żyrandole zdobiące sufit. Czuła się, jakby wkroczyła do zupełnie innego wymiaru, niewiele mającego wspólnego ze znanym jej światem. Patrzyła na to wszystko przez chwilę nieco rozkojarzona, nim otrząsnęła się po dość niespodziewanych widokach serwującymi przez pałac Lorda. Wszystkie te błyszczące, drogie elementy na pewno wpisywały się w gusta gospodarza. Może nawet rzeczywiście znalazłyby się osoby, nawet cała rzesza ludzi, którzy rozpływaliby się nad przepychem wnętrza siedziby Daimyo. Na pewno byliby też tacy, którzy odczuwaliby zachwyt i wpisywali wystrój widziany przez Sabataye w kanon piękna. Ilekroć jednak patrzyła to na ściany wysadzane ametystami, drogie żyrandole kręcące się nad jej głową czy na diamentowe kielichy, kwitło w środku niej nie zazdrość czy zachwyt, a szczere przekonanie, że w swoim życiu zdążyła zobaczyć coś dużo bardziej przyciągającego uwagę niż wszystkie te kosztowności. I z jakiegoś powodu wiązała to wrażenie z kolorem zielonym. Nie była w tej chwili do końca pewna dlaczego, jednak koniec końców szła korytarzami patrząc na cały wystrój z dozą nieufności. Jako osoba, która w gruncie rzeczy nigdy dużo nie miała, a w ostatecznym rozrachunku odebrano jej w pewnym momencie nawet i to, ciężko jej było przywiązywać wagę do tego, w jakich łożach sypia Lord Feudalny, lub czy je posiłki ze złotych talerzy. Nie była w stanie wyobrazić sobie samej siebie w takim otoczeniu niewiele mniej, jak ciężko jej było przyswoić sobie fakt, że jest teraz głową całej wioski nosząc tytuł Tsuchikage. Nie zamierzała jednak nikogo oceniać na podstawie nomen omen mieszkania. Daimyo stać było na wszelakie fanaberie i nie widziała powodu, dlaczego miałby nie korzystać w przywilejów. Chyba to, jak żyje Głowa Kraju niejako świadczyło o zamożności samego Tsuchi, a w takim wypadku o sam kraj nie musiała się martwić. Nie wiedziała jednak, co w takim razie powinna myśleć o samym Terauchi, jednak jej nadzieje na to, że trafi na człowieka wykazującego swoją osobą wyższy poziom nieco topniały. Nie w zupełności, bowiem naturalnie dalej miała nadzieje, jednak to wszystko, co miała. Nadzieje. Włożyła nieco poddenerwowana ręce w kieszenie nie mając innego pomysłu, co z nimi zrobić. Chyba pierwsze wizyty w takich miejscach zwyczajnie takie były: pełne niepewności i obaw, chociaż zapewne następnym razem podczas przybycia w te rejony będzie czuła się dużo swobodniej wiedząc, na jakie tereny wkracza. Tak przynajmniej sądziła wiedziona doświadczeniami nabytymi za panowania Czwartego, z którym jakoś łatwiej jej się rozmawiało po zburzeniu bariery, jaką był system rang. Czy były to rozmowy miłe i przyjemne? Jasne, że nie. Jednak jeżeli była czegoś pewna w rozmowach z Hyakuzawą to tego, że nie miała na obecnej pozycji nic do stracenia mówiąc mu więcej, niż przywykła.
A odtąd możesz w sumie czytać
Paradoksalnie drzwi otworzyła z dużo większą łatwością, niż z jaką przemierzała drogę ku perłowemu tronu. Przed tym rzecz jasna wyciągnęła ręce z kieszeni okraszając swoje wejście ukłonem. Po tym dopiero mogła lepiej przyjrzeć się własnemu rozmówcy, któremu Matka Natura na pewno nie szczędziła wdzięków. Zdecydowanie pod kątem urody nie jedna niewiasta mogłaby śnić o obecnym Lordzie Feudalnym po nocach cierpiąc, jak to dziedzic o niebieskiej krwi jest po za zasięgiem ich możliwości. I chociaż może rzeczywiście był osobą, na której naturalnym było zawiesić na moment wzrok, tak cała jego aparycja czy sposób prezentowania się nie wzbudził w rudowłosej jakichkolwiek emocji. Jakby postawiono przed nią obraz o zdecydowanie dużej wartości materialnej, ale jednak nie wpisujący się jakkolwiek w jej gusta. Może jej serce siłą rzeczy powinno zabić nieco żywiej, może powinna zareagować na niego jakoś inaczej, jednak ile by nie obserwowała Lorda, coś w środku niej mówiło "Meh, to nie to" nie pozostawiając miejsca na żadne dywagacje związane z osobą posadzoną na drogo wglądającym krześle. Czy ono było chociaż wygodne?
- Podziękuję, Lordzie. Jakakolwiek większa gościnność będzie jedynie zbyteczna. - odparła spokojnie, a nie chcąc zabrzmieć niegrzecznie posłała w kierunku Lorda delikatny, acz uprzejmy uśmiech. Była tu klonem, nawet ten chłód nie doskwierał tak, jak powinien, a co dopiero zmęczenie i głód. Nie było sensu opróżniać w jakikolwiek sposób zapewne bezdennych zapasów Daimyo. Rzecz jasna jej "raport" był dość długi. I nieszczęśliwie ten postanowił wtrącić się co jakiś czas, nim wyrzuciła z siebie całą tyradę. A może to lepiej? Nie była w stanie jednoznacznie tego ocenić. Chciała pominąć nieistotny temat Wodospadu, jednak słysząc odpowiedź Lorda uniosła nieco brew. Well... As he wish. Problem w tym, że jeżeli Hyakuzawa wrócił z jakimś raportem, to sama o nim nie wiedziała nic.
- Takigakure niesłusznie nadało rolę agresora Iwie, do której zwrócili się o pomoc w rozwiązaniu sprawy z ich Daimyo. Prowadzą działania partyzanckie, możliwe że na skalę całego kraju, głównie wymierzone w Kamień. Jak jednak już mówiłam, wysłałam osobę najbardziej zaznajomioną z ów miejscem celem rozwiązania konfliktu. - odparła nieco niechętnie nie widząc sensu, by poruszać ten temat. Chce tam wprowadzić wojsko? Droga wolna, tylko to głupi pomysł biorąc pod uwagę, ile rzeczy dzieje się na innych granicach. Nic więcej i tak w tej kwestii do powiedzenia nie miała. Dalej jednak rozmowa zaczęła być co raz to mniej przyjemna schodząc powoli do poziomu, gdzie siłą rzeczy w środku niej rosła irytacja maskowana mało wyrazistą maską, jaką przypominała w tym momencie jej twarz. Przynajmniej przez te kilka chwil. Jej brew znowu powędrowała w górę. Hart? Czy on ją widział jako jakąś wytresowaną sukę? Był wyjątkowo bezczelny jak na kogoś siedzącego przed jednym z najsilniejszych ninja, jakich posiadał w kraju. Nic jednak nie mówiła nie widząc potrzeby udzielania jemu nonsensownemu i błędnemu porównaniu jakiegokolwiek komentarza. Miał przed sobą zupełnie inne zwierzę, niż za jakie ją miał i może gdyby nie fakt, że przyszła w celu nawiązania współpracy posłałaby mu kpiący uśmiech, idealnie obrazujący jej odpowiedź na jego jakże raniące słowa. Powstrzymała się też i przed tym dość szybko rozumiejąc, z jakim typem człowieka ma do czynienia. Ale nie mogła, po prostu nie mogła nie prychnąć śmiechem słysząc jakże proste rozwiązanie, jakie podsunął jej Lord. Oh, no tak. To dlatego to ludziom takim jak Shuten przychodziła ta mniej czysta robota. Lord straciłby życie nim dobyłby broni ze swoim podejściem.
- Zatrzymać w wiosce? Rzeszę samurajów gotowych do wyjścia i przedarcia się siłą do bram Iwy? Wydaje mi się, że szanowny Lord czegoś nie rozumie. - stwierdziła starając się powstrzymać rozbawienie. To takie złe, będące skutkiem usłyszenia czegoś zupełnie nonsensownego. - Jeżeli Lord sądzi, że po tym wszystkim poszliby grzecznie do domu i dali się zabić przez sen: niech mi Daimyo wierzy, życie nie działa w tak prosty i przyjemny sposób. Dziw mnie jedynie bierze, że musi Lord słuchać takich oczywistości z ust kobiety. - czy była to dobra rada czy próba utarcia mu jakkolwiek nosa - tego sama nie była pewna. Wiedziała jedynie, że odkąd wróciła z morza przekroczyła pewien poziom w swoim życiu, gdzie nie miała sił słuchać bullshitu na takim poziomie, na który robiło jej się zwyczajnie niedobrze. Lord pouczający ją o mordowaniu innych? Proszę... Niech to zostawi profesjonalistom. Im dłużej go słuchała, tym bardziej żałowała zjawienia się w stolicy. Rozmowa ta nie miała póki co większego sensu. Patrzył na nią z góry nie dbając o to, że w tej chwili nawet klonem stanowiła zagrożenie. Dowodziła częścią sił pod jego zwierzchnictwem, a dodatkowo rozumiał jej słowa wedle własnego widzimisię zmieniając ich znaczenie.
- Nie zrozumieliśmy się. - westchnęła ciężko kręcąc delikatnie głową. Absolutnie nie, do cholery. - Przyszłam zasugerować pomoc Iwy. To Kraj Ziemi jest atakowany z obu stron, nie Kamień. Zależy mi jednak, by Tsuchi no Kuni wybrnęło z wszystkich konfliktów w jak najkorzystniejszy sposób. Jesteśmy częścią sił tego kraju, jednak skoro oficjalnie nie dostaliśmy słowa od Lorda mogę spokojnie założyć, że Lord nie brał pod uwagę skorzystania z potencjału oferowanego przez Kamień.. - to nie on jej użyczał armii, tylko ona jemu. Była to stanowcza różnica. - Jeżeli jednak Lord woli nazywać to użyczaniem własnych sil, jest to coś czego siłą rzeczy zabronić Lordowi nie mogę. Nie, żebym mogła zabronić czegokolwiek.- ostatnie słowa wypowiedziała z trudem próbując przełknąć własną dumę. Bycie traktowanym w ten sposób było jej nie w smak, jednak koniec końców przyszła tu szukać ścisłego sojuszu z panem tych ziem. A ten jednak w pewien sposób szkalował jej wioskę szkalując ją, na co przystać spokojnie nie mogła. Szkoda, że koniec końców okazał się być skończonym dupkiem. Nagle tracił absolutnie na jakimkolwiek powabie. Do pomieszczenia wszedł jeden ze sług niosąc wino, na którego widok widocznie się skrzywiła. Alkohol. Nie trawiła alkoholu. Nie dlatego, że jej nie smakował. Zwyczajnie... Nie był dla niej. Z bardziej personalnych powodów.
- W moim wieku picie jest nieco nielegalne... - rzuciła cicho szukając jakiejś lepszej wymówki niż "panie, przecie ja tu panu te kielichy po tym potłukę". No ale toast. A skoro toast, to nie bardzo widziała powody, by odmówić. Prócz tych oczywistych rzecz jasna, których przeskoczyć nie mogła. Uniosła niepewnie kielich do toastu nim przybliżyła go do ust, przechyliła go, przełknęła nawet ślinę, jednak osobiście nie upiła ani kropki jedynie zanurzając wargi w winie. Czego Lord nie widział, tego mu żal nie będzie. A czy cokolwiek upiła i ile: nic jej nie udowodni. Zwłaszcza, że starała się, by wyglądało to w miarę naturalnie i nie trzeba było się spodziewać zniknięcia z jej kielicha połowy zawartości. Nie zostało jednak nic innego jak wrócić do spraw biznesowych, to też ponownie skierowała czerwone tęczówki w stronę Lorda.
- Obawiam się, że współpraca ma to do siebie, że dbają o nią obie strony. - stwierdziła kolejną oczywistą rzecz mrużąc delikatnie oczy. - Jeśli jedna ze stron jest do niej nastawiona sceptycznie, z góry spisuje się ją na porażkę. - sama była dobrej myśli. Poniekąd. Hyakuzawy nie lubiła, ale nie zamierzała mu robić z tego tytułu problemów. Z podobnego powodu, wiedziona jednak bardziej dobrem wioski niż własną moralnością, nie przekreślała jeszcze niczego. Nawet, jeśli na dłuższą metę Daimyo był gorszym typem człowieka niż Yogan. Pytanie o szczegóły dało jej niejako sygnał, że rozmowę chyba może kontynuować. Sytuacja jaka była, taka była i jeśli pomimo charakterów i światopoglądów mogli jakoś działać w jednym celu, to świetnie.
- Najbardziej kluczowe byłaby liczebność wrogich sił, rozstawienie oraz ich wyposażenie. Mając mapę terenu można by oszacować ilość sił, którą wypadałoby przeznaczyć na obstawienie kluczowych miejsc. Nie tylko na wybrzeżu ale też na granicy z Krajem Dolin i Gór. Osobiście mogę na tę chwilę przeznaczyć połowę własnych sił do momentu rozwiązania sprawy z Wodospadem. Po tym nie powinno być problemu by dołożyć ludzi w miejscach, gdzie są oni wymagani. I mówię tu o liczbie około 400 shinobi na ten moment. Dobrze by było znać też kierunek pochodu wojsk.- konkrety. W tym momencie równie dobrze mogła doprecyzować, z czym przychodzi i liczyć na to, że wywiad krajowy nie zawiedzie jej oczekiwań. W przeciwnym wypadku będzie trzeba improwizować.
MK: Yuki Yuna

◇ ◆ ◇
Tsūjtegan: 5000m w dal / 500m widzenia sferycznego
Discord: Amphare#3038 //Moje GG nie działa jakby ktoś pytał, RIP [*]