Moderatorzy: Mistrz Gry, Mistrz Fabularny
Od zawsze byłeś ciszą; zbawieniem - odkupieniem swoich nieszczęsnych rodziców, kompletnie wykończonych Kenshinem i jego głośnym, krzykliwym życiem pełnym alkoholu i karmelowowłosej Ariel, z którą...hm...szybko utracił cnotę. Budziłeś niepokój, ale i ulgę, bo przecież wszyscy oszukiwali się: to będzie taki dobry chłopiec. Taki uprzejmy, taki miły, nigdy nie zrobi nikomu krzywdy!
Tak bardzo się jednak mylili - i pierwszą oznakę tego widzą teraz, gdy wchodzisz do dojo, taki odmienny, nienaturalny, nie pasujący do pozostałych Yukisora, jako ten prawdziwie zimowy wieczór; granatowe włosy matki, zimne oczy ojca, rysy Twojej rodzicielki, niebezpieczna mieszanka chłodu i dumy, w której drzemie płomień, wygaszony przez przeszłość.
Młoda sensei, przyjmująca Cię do dojo, przedstawia się jako Hinari Nitobe. Przychodzisz do niej każdorazowo, dzień w dzień, regularnie, rytmicznie, jak należy - wślizgujesz się niczym bystry potok prosto w życie sensei Nitobe.
A samurai must live and die with honour, eh?
Całe życie nasłuchałeś się o tym cholernym honorze. Bushido, bushido, bushido - wychowywano cię w kulcie tego cholerstwa, kazano ci być wiernym wojownikiem, uległym wobec innych, powiernikiem mądrości, a ty nim byłeś. Bo w przeciwieństwie do Kenshina, do tego idioty, nigdy nie przyszło ci do głowy, że mógłbyś być kiedyś prawdziwie wolny.
Ittou-ryuu, jikujutsu, treningi nowych technik, nowych możliwości, długa lektura książek...Och, niemal widziałeś jego uśmiech, kiedy ostra katana ukradziona ojcu wbijała się w jego brzuch jak w masło, kiedy padał w trawę, a opaska wymknęła się mu z włosów. Przepraszam, braciszku. Nie będzie następnego razu.
Zawsze płaczesz, kiedy wchodzisz do jego pokoju. Już nigdy nie będzie taki sam: kiedyś wesoły, pachnący seksem, radością, wódką i znudzeniem, teraz jedynie jest pełen pustki i tych cholernych liści, które Kenshin dostawał od swojego kumpla, Shingena.
Mama nigdy ich nie wyrzuciła. I nigdy nie poszła dalej.
Ojciec, zresztą, też nie.
Może dlatego, że dziewiętnastoletni bratobójca to było więcej, niż byli w stanie znieść?...
Właśnie zachodzi słońce. Stoisz w jego krwawym blasku, starając się usilnie nie widzieć w tych czerwonych promieniach jego krwi. Czy to już paranoja?
Nitobe-sensei rozpuściła dziś włosy. Wychodzi wolno, piękna, subtelna jak ostrze. Dotyka delikatnie twojego policzka. Wzdycha z uśmiechem.
- Zdałeś, Tsuna. Bardzo ładnie ci poszło.
Krótki ukłon. Przelotny uśmiech.
Odchodzisz wolno w granatową, cichą noc Iwagakure, przed oczami mając skały splamione krwią, pobladłą twarz brata w zastygłym, sardonicznym uśmiechu i tylko jedno, ostatnie słowo, wyszeptane słabym głosem...
...Sayonara.
Farewell.
Jak mogłeś przypuszczać, że ci się nie powiedzie? Stojąc nad jego grobem, wspominasz niebo. Smak alkoholu, pitego wspólnie w tajemnicy przed rodzicami był taki ohydny; głuchy, przytłumiony śmiech brata rozlewał się jak wodospad po pustym pokoju. Widziałeś w nim wszystko, czym chciałeś i nie chciałeś być, Kagetsuna; kochałeś go - i dlatego Kenshin musiał umrzeć. Taki już los.
W dłoni trzymasz książkę dotyczącą Kaze no Kuni, wiatr igra z twoimi włosami, czujesz powolny chłód nocy.
Yukisora Kenshin,
żył x lat
Zmarł X 0X 64 roku...
Zamykasz oczy. Odkładasz wolno książkę na ziemię. Wiatr szeleści kartkami.
"Będziemy żyć wolni jak wiatr, Tsuna. I nikt i nic nas nie rozdzieli!"...
Jakże to było naiwne.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników