Streszczenie, ala 5000 znaków z życia Sou w Akademii. Sou był za dzieciaka człowiekiem dość chłonnym, mimo że nie chodzi o pobieranie nauk, to łatwo zmieniał się jego charakter przez różne wydarzenia. „Akademia” właśnie była jednym z większych takich przeżyć.
Chłopak trafił do klasy, w której było dość równomiernie klanowiczów do bezklanowiczów, taka widocznie polityka mieszania. Dwóch braci bliźniaków z klanu Huyga, którzy pobierali nauki ninja już od maleńkiego i zdecydowanie przewyższali umiejętnościami innych uczniów. Jedna dziewczyna z klanu Uchiha, jeden z Yamanaka i Aburame. Sou pochodząc z klanu Kusabana, trochę się odznaczał na tym tle, ponieważ jak wiadomo wśród klanów, właściwie nie jest to pełnoprawny klan. Charakteryzują się tym, że do zwyczajnych technik ninjutsu, czy genjutsu, wykorzystują kwiaty z mieszanką czakry Hi-jutsu, co nie bardzo można nazwać oryginalnością. Reszta klasy, to tyle samo ludzi bez przynależności do klanu. Początkowo nie miało to znaczenia, jednak z czasem różnice można było „wyczuć”, a pod koniec akademii gołym okiem ją widziano.
Akademia według SouPoniżej zawarte, na pierwszy rzut oka niezwiązane ze sobą przypowiastki prowadzą krętą ścieżką do zjednoczenia w postaci pewnej całości, którą jest geneza Sou jako Sou. Zapraszam do lektury.Dzień na akademii był właściwie taki sam co większość semestru, nudne wykłady i rzadkie ćwiczenia dodatkowo zwiększały poziom znudzenia w klasie. Na koniec dnia właściwie nie zapowiadało się być cokolwiek innego, a jednak uczniowie zostali pozytywnie zaskoczeni. Zaprowadzono ich do parku, gdzie już był przygotowany tor przeszkód po którym biegali młodzi ninja, pobudzając park wesołym gwarem. Ludziska! Dziś totalne odmóżdżenie, macie się wybiegać i wyszaleć. Berek, chowany, diabeł, co wam tylko przyjdzie do głowy, macie 2 godziny, potem do domów! Sou nie mając przyjaciół, jedynie kolegów i znajomych, nie miał specjalnych preferencji z kim spędzi ten czas. Padło na grupę zebraną i jawnie konspirującą pod drzewem. Ta banda, jak chwilę później się dowiedział miała zamiar ścigać się wokoło całego toru. Wyścigi jeden na jeden, ze zmienną niezależną w postaci biegających wokół innych dzieci. Bawili się przednio, bo czasem tak prosty wysiłek może być także najprzyjemniejszy.
Dzień jak każdy inny, szczególnie na Akademii. Dzieciaki przyzwyczajają się dość szybko. Niewiele mają za sobą lat i każdy dzień wydaje się przeżyciem a miesiąc to właściwie wieki, niezmienne towarzystwo klasowe właściwie to pogłębia. Mało ludzi sobie z tego zdaje sprawę, ale dzieciaki też mogą popaść w monotonię. Rutyna daje się we znaki i szukają jakichkolwiek innych zajęć, czy to na przerwach czy to na lekcjach. Dzieciaki muszą się wyszaleć, albo dzieciaki szybko się nudzą, a to nie do końca prawda, porównanie czasu który spędzili będąc świadomi tego do tego który przeżywają w szkołach jest względnie długi, dlatego też szybciej (teraz względnie, dla obserwatorów dorosłych) popadają w te „nudę”.
Na całe szczęście, dziś (tego dnia) mistrz postanowił zrobić przerwę od zajęć teoretycznych
-Dziś idziemy trochę pobiegać.- Ogłosił i zaraz został okrzyknięty najlepszym mistrzem Akademii. Miana tego nie zmieniono mu do momentu, gdy gawiedź dowiedziała się co będzie robić. Bieg do utraty sił, albowiem shinobi musi być w stanie spełnić swoje zadanie niezależnie od tego czy jego kondycja i psychika mu na to pozwoli. Lekki nawet trucht jest w stanie zmienić określający go przymiotnik na morderczy, w myśl zasady kropla wody drąży skałę, nieintensywny wysiłek jest najtrudniejszy. Kończąc tym zdaniem tą dywagacje, szybko cała klasa się o tym przekonała.
Minęło od tego momentu kilka miesięcy i było to wystarczająco dużo czasu by zrehabilitować ciało Siła jest atrybutem wręcz legendarnym, najczęściej to właśnie nią cechują się znani bohaterowie. Niepowstrzymana siła, niezwyciężona, niewyobrażalna i jak często przy epitetach tego atrybutu pojawia się „nie”, tak właściwie
nie działa ta „rzecz”. Siła jako określenie tężyzny fizycznej jest ciekawym zastosowaniem słowa, choć to wcale nie tak prosta rzecz określić czyjąś w ten sposób postrzeganą siłę. Dużo siedzi w głowie i czasem ktoś niepozorny z wyglądu może okazać się wcale wtedy zaskoczeniem.
Ech... Choć dziś (tego dnia) na akademii przyszedł czas wyciskania sztangi, by określić po prostu siłę uczniów, jak to powiedział nauczyciel. Proste ćwiczenie w ramach wychowania fizycznego, podnieść przednimi przegubami jak najwięcej się tylko da. Sou wspominał pół roku wcześniejsze wymyślane testy sprawnościowe nauczyciela, nie spodziewał się że ten tak nisko i bez polotu spojrzy na nich i na tę jakże intrygującą cechę ludzką. Ku swojemu niezadowoleniu ale dobrych swoich chęci, wypadł mizernie.
Ciao maldini, pierwsze kroki w „magii”Są dni gdy człowiek patrzy na siebie w lustro i myśli, że to w zasadzie tyle, więcej już ze mnie nie będzie, zaakceptuje to albo mogę się rzucać z mostu. Z wbitą w głowę swoją mizernością, czy raczej w tym momencie i punkcie widzenia, dostatecznością, egzystujemy. Sou właśnie w takim nastroju był i nie wyglądało żeby za szybko z niego się wygrzebał. Młody członek klanu, który właściwie zna pokątne właściwości hi-jutsu i dzięki nim wykorzystuje kwiaty w różnych, znanych sobie celach, jest prędzej pochodną właściwego kanonu klanu jaki się ukształtował w Konosze. Tak postrzegał siebie i swój klan Sou, podobnie patrzyła na „to” jego klasa. Właściwie to tak patrzyli ci co akurat mieli głos, a byli to inni klanowicze. Były to pierwsze zajęcia, gdy koncepcja chakry miała zostać im przedstawiona w sposób inny niż teoretyczny. Lekkie skupienie i próba przyklejenia kartki do dłoni. Wyszło jedynie tym z klanów, oprócz Sou…
Czyżby pierwsze oznaki rozłamu? Hm. W każdym razie minęło trochę czasu do później-Dzień dobry, jestem Daiki Ito. Będę asystował wam w dzisiejszym ćwiczeniu.- Powiedział dorosły mężczyzna, którego dzieciaki widziały po raz pierwszy na oczy.
-Jestem tutaj po to, żeby asystować waszemu mistrzowi, w razie jakichś kłopotów. Jestem medykiem. - Dodał po głębszym wdechu. Zaraz po jego ostatnich słowach, rozszedł się szum w klasie, zupełnie jakby ktoś wpuścił do środka całkiem sporych rozmiarów rój pszczół.
Co? Jak to medyk, a po co? Co my dzisiaj będziemy robić?! Nakładały się na siebie tego typu pytania.
Ależ nic strasznego! Spokój, proszę!- Przerwał donośnie nauczyciel. -
Poprosiłem, by pan Ito toważyszył mi w zajęciach, ponieważ czas byście nauczyli się o tym, czym jest czakra na prawdę… i jak jej zacząć wreszcie używać.- Zrobił pauzę i zszedł z podium by podejść do swojego kolegi, gdy w międzyczasie dzieciaki „żyły ostatnią nowiną”. Niektóre z nich były podekscytowane, trochę więcej było zdenerwowanych, a pozostali przyjeli to neutralnie. Ci najspokojniejsi byli dzieciakami pochodzącymi z klanowych rodów, ci byli już szkoleni od miesięcy jeśli nie od lat. Sou, jako że był klanowiczem, wiedział co właściwie będzie się działo i należał do tych neutralnych. Problem polegał na tym, że w różnych klasach był różny stopień wymieszanych bezklanowych dzieciaków z tymi z rodów i nie był on stały. Sou był w klasie, gdzie był jednym z trzech chłopaków z klanu. Pozostali dwaj byli z tego samego i była to dumna rodzina Uchiha, czego o Kusabana powiedzieć specjalnie nie można. Bezklanowcy traktowali go jak klanowego, a ci drudzy nie bardzo patrzeć na niego mogli „prosto”. Problem kogoś z Kusabana w tej klasie był taki, że kwiatki nie są bardzo męskie, ktoś kto uczy się technik kwiatów, uczy się właściwie normalnych technik ninjutsu – tyle że wykonanych na kwiatach. Kwesita „niemęska” była zwyczajnie wychwytywana przez chłopaków i w tym przeszkadzali Sou.
-Zapraszam wszystkich na zewnątrz! - Krzyknął do dzieciaków nauczyciel i przodując z Ito’em, ruszyli na przedzie zgromadzenia przez główne drzwi.
W parku było dużo miejsca, było całkiem ciepło i wszystko wydawało się być już dla nich przyszykowane. Dziś wydawało się, że będą walczyć! Wszyscy rozeszli się po obozowisku, to znaczy parku, na którym został przyszykowany teren pod widownię i mini arenę. Nie było to długo przed końcem akademii, jakieś pół roku może maksymalnie. Nauczyciel usadowił się na ławce pod drzewem, gdzie mieli oczekiwać walczący i on udzielał im instrukcji, szefował i sendziował Daiki Ito tuż przy wydepkanej ziemi. Zadaniem było walka między sobą, w pojedynkach 1v1, by pokazać swoje dotychczasowe wykształcenie w walce przy pomocy chakry. Oczywiście nikt nie oczekiwał nic specjalnego od kadetów akademii, ale miało to w pewien sposób wzbudzić samorealizację na ścieżce ninja i pokazanie jakichś różnic między poszczególnymi uczniami, by lenie się zaczęły uczyć do egzaminu na genina a najlepszych wyłapać i zareportować. Przyszli shinobi nie byli wybierani z losowania, a pielęgnowano tych którzy przejawiali talent w młodym wieku. Walki przebiegały dość sprawnie i poszkodowany nie został nikt, jedynie chyba na dziecięcej dumie. Problem polegał na tym, że wyraźnie zaznaczyła się przewaga tych którzy reprezentowali klany, nad tymi z mieszanek rodzinnych. Sou był na nieszczęście w tej drugiej kategorii, jako że był dosyć leniwy i właściwie to nie trenował pod niczyim okiem dostał całkiem ta jak ci najgorsi. Jednak nikt nie chciał się z nim solidaryzować, bo reprezentował poniekąd właśnie klan. Sou zdecydowanie przez ostatnie pół roku akademii czuł się jak odgraniczony od społeczeństwa.